#3 Spring
Nagle coś
ciepłego zaczyna smagać mnie po zmrożonym policzku. Powolutku otwieram sklejone
powieki, wszystko mnie boli, a mój sen trwał całą nieskończoność. Śnieżna
kołdra już zniknęła. Oślepia mnie światło, delikatny wiatr otula moje ciało,
prześlizgując się gładko między moimi nogami niczym kaszmirowy szal. Park jest
zupełnie obcy. Odnoszę wrażenie, że ktoś wyniósł mnie stąd podczas snu. Nie ma
śniegu, nie ma ciemnej pustki spowijającej niebo. Słońce wisi wysoko na
błękitnym niebie, przypominając mi o pewnej rzeczy.
Gdzie jesteś?
Niespodziewanie
coś ściska mnie za ramiona, stopy oraz brzuch. To takie miłe, znajome. Nie mogę
oprzeć się wrażeniu, że moje ciało jest wchłaniane wprost do jakiejś
galaretowatej masy. Robi mi się coraz cieplej.
Wówczas zalewa
mnie fala nieznośnej i bolącej jak chory ząb tęsknoty. Zaciskam pięści, po czym
wyrywam się z uczucia letargu, by stanąć naprzeciw temu, co uśpiło mnie na ostatnie
tygodnie. Spoglądam w górę, w dół. Oglądałem swoje sine ciało, które powoli
nabiera zdrowych kolorów. Okrywam się swoimi ubraniami, by nie stać dłużej nago
oraz nie marznąć. Naciągam spodnie, na nagi korpus narzucam gruby płaszcz.
Zapinam się pod szyję i już nie jest mi zimno. Słońce coraz to mocniej
przygrzewa. Już nikt nie będzie drwił z mojego obnażenia.
Zaciskam powieki
i śmieję się do siebie. Czuję już tylko szczęście.
Komentarze
Prześlij komentarz